Dzień dobry, jestem z Kobry

Udostępnij ten post

Od czasu do czasu, lubię sięgnąć po książkę, która dla mnie samej będzie zaskoczeniem. Czasami są to biografie, powieści faktu lub wydania naukowe. Generalnie są to czytadła, które rzadko ruszam. Nigdy nie miałam do czynienia z Marią Czubaszek. Więc gdy wydawnictwo czerwone i czarne ukazało nową książkę pisarki, pomyślałam, że to świetna okazja do bliższego poznania.

Dzień dobry, jestem z Kobry to opowieści z życia Marii Czubaszek, które są zaprzeczeniem pochwały zdrowego trybu życia. To historie o tym jak pić niezdrowo wódkę, stracić wiarę w Boga czy nie przyjaźnić się z kobietami. Urocze, błyskotliwe i niezwykle zabawne losy autorki są w stanie podnieść na duchu niejednego smutasa. Uwierzcie mi, wiem co piszę. Gdy sięgałam po tę książkę, miałam naprawdę kiepski humor. Wystarczyło, że tylko ją otworzyłam, a od razu zaczęłam się śmiać. Z każdą kolejną stroną mój stan ulegał polepszeniu, aż do finiszu, gdy skończyłam czytać ze świetnym humorem.


Książka Marii Czubaszek to antyporadnik, który jest swoistą odpowiedzią na poradniki pojawiające się na rynku. Jednak obok zabawnych i lekkich anegdot, pojawiają się trudne i smutne tematy. Autorka opowiada o aborcji, eutanazji czy nieudanej próbie samobójczej. Na szczęście, te historie nie epatują patosem lecz głosem zdrowego rozsądku.
Jestem zdania, że panią Marię Czubaszek albo się kocha albo nienawidzi. Osobiście, skłaniam się ku miłości bo nie lubię nienawiści.

Przyznam, że dawno nie czytałam czegoś tak pozornie lekkiego i zabawnego jak ta książka. Wiele ciekawych anegdot, przemyśleń i mądrych słów. Ten antyporadnik sprawi, że będziecie się śmiać aż rozbolą was brzuchy i myśleć aż rozboli was głowa. Bez dystansu nie podchodźcie do tej książki. Wszystkim sztywniakom, odradzam nawet zerkanie na tę pozycję. Zaś tym, którzy do życia podchodzą z przymrużeniem oka, radzę jak najszybciej dorwać tę lekturę. Przeczytacie ją jednym tchem. Gwarantuję!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz